Aktualności

Za część o Caligo odpowiedzialna jest Myksa, a Filio za Lux.

Onet wykończył Filio, tak więc po długiej debacie postanowiłyśmy się przenieść.

Na podstronie "O blogu" można znaleźć opis magii, istot magicznych, świata i społeczeństwa, a także MAPKĘ KRAINY.

Na podstronie "Spis treści" można znaleźć streszczenia.

Jak widać, nagle zniknęłyśmy. Rozdziału, mimo że jest gotowy, nie ma już od miesiąca! Zaległości Filio urosły do gigantycznych rozmiarów. Przepraszamy (szczególnie Filio) za tę nieobecność.

czwartek, 10 maja 2012

1. Wspomnienia z dzieciństwa, część druga

Oto kolejna, już ostatnia (i może trochę bardziej pozytywna) część „Wspomnień z dzieciństwa”. W rozdziale drugim zacznie się już właściwa akcja, bez zbędnego zanudzania przeszłością bohaterów.
Dziękujemy za liczne i pozytywne komentarze pod pierwsza częścią.
Za wspomnienia Lux odpowiedzialna jest Filio, a za Caligo Myksa.


Rozdział 1
Wspomnienia z dzieciństwa, część druga”

Las czuwał. Między konarami drzew czaił się Mrok. Wlepił czarne ślepia w przybyszy i szczerzył w uśmiechu swe obrzydliwe usta. Czemu się go bali? Przecież chciał ich tylko dotknąć.
Kroczył, a jego nieskończony, podarty płaszcz zakrywał piękno tego miejsca. Łamał gałęzie, deptał kwiaty, zabijał barwy, dawał schronienie krwiożerczym istotom. Cienie tańczyły po wilgotnej ściółce, śmiejąc się złowrogo.
Las czuwał.
Niedaleko czaiła się Cisza. Nie ta przyjemna, dająca ukojenie, lecz brudna, wychudzona i złowroga. Niosła ze sobą niepewność, uczucie napięcia w powietrzu i z lubością straszyła. Swym podartym welonem tłumiła wspaniałe dźwięki, przekształcając je w szum oraz wycie.
Las czuwał.
Blask księżyca przedzierał się przez czarne liście, pokrywając las srebrnymi, delikatnymi drobinkami.
Las czuwał.
Coś jednak zakłócało cichą moc tego miejsca. Iskierka radości pośród mroku. Na małej, niepozornej polance płonęło ognisko. Trzaskało wesoło pośród śmiechu i odgłosów cichej muzyki. Czerwony blask oświetlał rumiane, roześmiane twarze. Niewolnicy nie bali się ciemności. Spotykały ich gorsze rzeczy. Bawili się wokół płonącego ogniska pod osłoną lasu. Nikt nie mógł ich tu znaleźć. Mrok to dla nich wybawienie.
Gwiazdą wieczoru był nie kto inny jak Lux. Dziesięcioletnia dziewczynka stała na sporym pniaku i podskakiwała w rytm wesołej muzyki. Rude, rozpuszczone, pełne liści włosy falowały wokół jej delikatnej twarzyczki, kontrastując z soczystą zielenią oczu. Niewolnicy patrzyli w nią jak w obrazek. Klaskali, pokazywali sobie dziecko palcami i komentowali, żywo gestykulując.
Lux nie rozumiała tego, co mówią. Nie znała ich języka, a między sobą nie używali ojczystej mowy dziewczynki. Dziecko czuło jednak, że nie śmieją się szyderczo, ale ją podziwiają.
Spojrzała na Katniss, jej podporę w tym świecie. Gdyby nie ona, Lux dalej siedziałaby w zakurzonym, pustym pokoju. Drobna, kruczoczarna dziewczynka wyszła z cienia i podbiegła niej. Wskoczyła na pieniek i także zaczęła tańczyć, wzbudzając przy tym duży entuzjazm widowni. Arystokratka przyjaciółką niewolnicy. Córka maga na zabawie służby. To było irracjonalne, szokujące, ale prawdziwe.
Lux wiedziała, że tu jest kochana. Nikt nie robił jej wyrzutów, że nie urodziła się synem, że nie posiadała magicznych zdolności. Zachłysnęła się szczęściem, wykonując coraz to trudniejsze wywijasy. Wypełniała ją radość tak ogromna, że wylewała się poza granice słów.
Rozochocona przestała krępować swoją umiejętność i momentalnie otoczyła ją złota poświata – nie blada, lecz mocna i dumna. Wywołało to gromki aplauz. Nikt nie wyszydzał, nie kpił, nie gardził, lecz zachwycano się niezwykłością tego zjawiska. Niewolnicy posiadali jakże prostą logikę. Święcące dziecko według nich symbolizowało nadzieję, dobro i magię. Takie istoty się kocha, nie nienawidzi.
Ci prości ludzie szanowali dziewczynkę. Bawili się z nią, dawali ciepło, miłość, którą zabierał rodzinny dom. Lux ich uwielbiała.
~*~

Caligo spoglądał z ciekawością na ludzi, których prowadził strażnik – ubranych w łachmany i zdecydowanie smutnych. Chłopczyk nie rozumiał, dlaczego towarzyszyło im to uczucie. Dziś miał dzień wolny od nauki i treningów. Takie zdarzały się rzadko, więc nie wiedział, czemu ci ludzie się smucili. Przecież oni też mają wolne. A może nie i dlatego jest im przykro?
Chłopczyk chciał ich pocieszyć, ale zamiast tego bacznie się przyglądał. Patrzył na wychudzonego mężczyznę o szarych oczach, wysoką kobietę o rudych włosach i chłopczyka, mniej więcej w jego wieku, trzymanego za rękę przez matkę. Caligo pomachał mu, ale on spojrzał na niego z wyraźną nienawiścią w oczach. Strażnik zaprowadził tych ludzi do podziemi. W tej części zamku mieszkali słudzy i niewolnicy. Tatuś nie lubił, gdy Caligo się z nimi spotykał, ale było mu niezmiernie szkoda tego dziecka.
- Mamo, jestem głodny…- Chłopczyk szepnął do rudowłosej kobiety, ale nie umknęło to Caligo. Pobiegł szybko do kuchni, chwycił bochenek chleba i pognał z powrotem do podziemia.
Smutny chłopczyk miał bardzo ładne, zdaniem Caligo, niebieskie oczy i brązowe, potargane włosy. Nasz bohater zbliżył się do niego i zawołał:
- Witaj szanowny paniczu, jam jest Caligo. A panicz jak się zwie? - Niebieskooki był zdziwiony tą wypowiedzią i nie do końca zrozumiał jej sens. Stanął zdezorientowany. Spojrzeli sobie w oczy i w tym samym momencie skulili się. Jeden myślał, że drugi zrobił coś źle. Ponieważ oczekiwana kara nie nadeszła, brązowowłosy nie wyczuwając zagrożenia rzekł:
- Jesteś zły. - Caligo wzruszył ramionami, uśmiechnął się i wyciągnął rękę, w której trzymał chleb .
- To dla szanownego panicza.
W tym samym momencie do podziemi wszedł ojciec Caligo. Na widok swojego syna, wręczającego niewolnikowi kawałek chleba, najpierw złapał się za głowę, a potem przeszedł do interwencji. Podbiegł, uniósł chłopca za ubranie i za całej siły uderzył pięścią w twarz.
- Głupiec!- wrzasnął. Następnie sięgnął do paska, gdzie trzymał sztylet, wydobył go i wbił głęboko w policzek dziecka, rozcinając go. Zapomniał o tym, że broń była pokryta trucizną.
Zaskoczony Caligo zawył z bólu. Zdenerwowany ojciec podszedł jeszcze do syna i go kopnął. Przestraszony niewolnik podbiegł do matki. Nie umknęło to uwadze mężczyzny. Rozkazał strażnikowi go stracić, a sam wziął szlochającego potomka za włosy i pociągnął za sobą, na górę.
Chłopiec nawet nie pisnął, kiedy lekarz zszywał mu ranę. Owy medyk doskonale znał nietypową fizjonomię chłopca, zdolność do samoregeneracji oraz niski próg bólu. Wiedział o istnieniu nie do końca ludzkich, dodatkowych części ciała i był świadomy jego umiejętności. Ale także znał jego psychikę. Bał się o niego. Mimo wszystko nie chciał, by to dziecko stało się potworem. Był przerażony tym, co ten mężczyzna mu robił. Nie mógł jednak na to nic poradzić. Zadaniem owego medyka były próby niwelowania poważniejszych skutków gniewu ojca.
- Caligo, po tej ranie pozostanie ci blizna do końca życia…- zwrócił się do chłopca z wyraźnym smutkiem i współczuciem w głosie. Mały przyjął tę wiadomość ze spokojem.
- Zasłużyłem, szanowny panie doktorze. - To policzku lekarza spłynęła łza. Jak to dziecko może myśleć, że zasłużyło na takie traktowanie. - Czemu szanowny pan doktor roni łzy? Czyżby przytrafiło się doktorowi coś złego?
Dziecko nie powinno się wyrażać w taki sposób! To nienaturalne!
- Nic się nie stało, kochanie. Byłeś bardzo dzielny. W ogóle jesteś bardzo utalentowany i…-Caligo wstał, wzniósł rączki do góry i zawołał z oburzeniem w głosie.
- Szanowny pan doktor nie powinien prawić mi komplementów. Powinienem ponieść surowszą karę, niech mi pan nie schlebia, proszę. Zdaje sobie sprawę z mojego karygodnego postępowania - Lekarz nie mógł tego słuchać.
- Nie opowiadaj bzdur! - wrzasnął.
~*~
Markus szedł ulicą miasteczka wysoko unosząc głowę. Każdy jego ruch był dokładnie wystudiowany i przećwiczony. Biła od niego taka arogancja i moc, że biedni ludzie opuszczali głowy, szybko czmychając. W oczach mężczyzny byli nikim - niczego niewartymi, do bólu zwykłymi istotami. Dla niego liczyła się magia, której ci ludzie nie posiadali. Patrzył na nich z pogardą, a jego twarz jak zwykle niczego nie wyrażała.
- Głupie zasady – sapnął w końcu, zgrabnie omijając kałużę. Na widok brudnej wody poczuł obrzydzenie, lecz z łatwością powstrzymał skrzywienie. Nie mógł okazywać tego, co czuje. To takie...ludzkie?
Obok niego kroczyła piętnastoletnia córka, która nagle obdarzyła szerokim uśmiechem małą, umorusaną dziewczynkę. Miała do niej pomachać, ale dostała lekkiego kuksańca w bok.
- Nawet nie próbuj utrzymywać z nimi kontaktu wzrokowego – szepnął do niej ojciec, unosząc głowę jeszcze wyżej. Mknął przez tłum jak burza, umyślnie wywołując czarny blask swojej różdżki, która stukała o bruk, wybijając niespokojny rytm. - Wystarczy, że musimy koło nich przechodzić. Głupie zasady! Jak można zakazać wjazdu bryczek do centrum miasta?
- Nie widzę powodu, dla którego miałabym nie utrzymywać kontaktu wzrokowego – powiedziała Lux suchym głosem i na złość ojcu uśmiechnęła się do kolejnej osoby. - To też ludzie, jak jak my – dodała perfidnie, dobrze wiedząc, jaką reakcję wywoła.
Markus zatrzymał się gwałtownie, nabierając głośno powietrza. W jego czarnych oczach zalśniła nienawiść tak wielka, że prawie namacalna.
- Jak ty, Lux, jak ty – poprawił ją szyderczym tonem. - JA jestem magiem, czyli istotą o stokroć lepszą niż oni.
- Skończyłeś? - spytała dziewczyna, krzyżując ręce na piersi. - Robisz przedstawienie na środku ulicy. - To powiedziawszy omiotła wzrokiem gapiów.
Markus bez słowa pokręcił głową z zażenowaniem i ruszył przed siebie. Gdy Lux go dogoniła, zagrodził jej drogę różdżką.
- Idź z tyłu – rozkazał jej obojętnym tonem. - Może nie pomyślą, że jesteśmy rodziną.
Rudowłosa wzruszyła ramionami i zadowolona oddaliła się od ojca.

~*~
Dzień był niezwykły. Można by rzec, że przełomowy. Nie ze względu na zdarzenia, które złotymi literami zapisze historia, nie z powodu podniosłych klęsk żywiołowych, poważnych decyzji, narodzin wybitnych osób. Niezwykłość tegoż dnia objawiała się raczej w rzeczy zupełnie niepozornej, ale jakże ważnej.
Ciemność spotkał* Światło. Przypadkiem. Nie powinno to mieć miejsca, jednak Przypadek wszędzie wsadzi swoje długie palce i coś zagmatwa.
Dwunastoletnie zielone oczy napotkały czarne w tym samym wieku. W pierwszych zaczynał budzić się bunt i siła, a w drugich uległość. Dobro spojrzało na budzące się zło z niechęcią i lekkim obrzydzeniem.
Rozmowa również zaczęła się przypadkiem, od niechcenia.
- Bije cię? – spytało Światło, patrząc na blizny Ciemności, który wzniósł dłoń do pociągłej, brzydkiej blizny na policzku.
- Owszem szanowna panienko, mój najwspanialszy ojciec stosuje wobec mnie przemoc fizyczną w słusznej sprawie.
Światło uniosła brwi w geście zdziwienia. Bawił ją ton wypowiedzi Ciemności.
- Czemu? - spytała Światłość z wyraźnym oburzeniem i zdziwieniem w głosie. Trochę było jej żal tej uległej i posłusznej istotki, której wolna wola i odczuwanie bólu chyba gdzieś zanikły.
- Z powodu mojego karygodnego zachowania. Oh, panienko, całe moje istnienie jest grzechem. Muszę ponosić konsekwencje swojego postępowania, czyż nie przyzna mi panienka racji?
Światło roześmiało się tylko głośno, kręcąc głową z zażenowaniem.
- Głupi jesteś - podsumowała krótko zielonooka istota.
Ciemność spojrzał z wyrzutem na Światło. Mówiła tak jakby, chciała wywrócić do góry nogami prawdy, na których został wychowany. Jego filozofię życiową oraz sens nędznego istnienia. Ale, czy jego istnienie miało w ogóle jakiś sens?
- Bardzo jesteś głupi – powtórzyła, uśmiechając się perfidnie
Ciemność zastanowił się nad jej słowami. Nie znał tej osoby, nigdy wcześniej z nią nie rozmawiał, ale poczuł, że jej zdanie jest dla niego ważne. Czyżby miała rację?
Czarnookie stworzenie po raz pierwszy pomyślało, że Światło może mieć rację. Czyżby tatuś nie powinien go bić? Czyżby nie było to konieczne? Czyżby cała ta dyscyplina, całe wychowanie, całe cierpienie fizyczne i psychiczne przez jakie przechodził nie było niezbędne?
- Panienko, czy to prawda, że tylko przez cierpienie można się czegoś nauczyć? Czy to prawda, że cierpienie to podstawa ludzkiej egzystencji? Czy to prawda, że szczęście to tylko brak cierpienia, a brak cierpienia nie jest niczym dobrym? – Ciemność wymienił wpajane mu od dziecka podstawowe prawdy.
- Nie. - Pewność i spokój w głosie dziewczyny wpłynęła na chłopaka.
Ciemność wkrótce zapomniała o Świetle, a rozmowa dostała się w łapczywe ręce Zapomnienia. Zniknęła w odmętach przeszłości, lecz jej skutki miały okazać się znaczące. Kiedyś, w odległej przyszłości. Czas jeszcze je pokaże.

* Ciemność jest chłopcem i czasowniki specjalnie mają formę męską, a Światło to dziewczynka, dlatego stosujemy formę żeńską, mimo że może to być błędem i źle wyglądać/brzmieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz