Żeby zrozumieć
fabułę, postępowanie oraz decyzje bohaterów (już w drugim
rozdziale) trzeba znać dzieciństwo Caligo i Lux. Dlatego rozdział
pierwszy to „wspomnienia z dzieciństwa”. Są ważne także
dlatego, że zawierają trochę informacji odnośnie wymyślonej
przez nas krainy.
Wybrałyśmy formę
krótkich tekstów, a rozdział podzieliłyśmy na dwie części,
żeby było ciekawiej i krócej.
Dziękujemy
też za tak duże zainteresowanie prologiem – liczne, pozytywne
komentarze bardzo motywują do pisania.
Rozdział 1
„Wspomnienia z
dzieciństwa, część pierwsza”
Czteroletnia,
roześmiana dziewczynka biegła łąką za motylem. Z jego skrzydełek
sypał się delikatny, złoty pyłek. Rude włosy dziecka lśniły w
promieniach południowego słońca mocą refleksów. Błękitna
sukienka falowała wokół drobnej istotki, podkreślając wyrazistą
zieleń jej oczu. Barwne, wiosenne kwiaty iskrzyły tysiącem
kolorów. Powietrze niosło radosny śmiech dziewczynki niczym
najpiękniejszą, najdelikatniejszą melodię.
Dziewczynka biegła,
wyciągając przed siebie rączki. Nagle na horyzoncie zamajaczyła
czarna postać.
- Tatuś! –
krzyknęła, a świat przestał się dla niej liczyć. Najważniejszy
był tylko on, tylko ojciec. Czterolatka przyśpieszyła. Gnała,
jakby bojąc się, że ukochana osoba nagle rozpłynie się w
powietrzu.
Wysoki, przystojny
mężczyzna pomachał do niej, uśmiechając się od ucha do ucha.
Czarne włosy opadały mu na ramiona, a w ręce dzierżył długą,
drewnianą laskę. Widząc nadbiegające dziecko, odrzucił ją i
przykucnął. Wydawał się cały promieniować szczęściem. Jego
ostre, acz piękne, arystokratyczne rysy twarzy wygładziły się, a
oczy koloru węgla straciły okrutny wyraz.
- Chodź do mnie –
powiedział łagodnie. - Moja ukochana, najpiękniejsza córeczko.
Chodź do mnie, mój mały śnie. - Wyciągnął przed siebie ręce.
Dziecko zrobiło to samo. Ich palce już, już się stykały.
Dziewczyna zamknęła oczy i przytuliła...
Powietrze.
Czterolatka usiadła na
łóżku. Opuściła ręce, a w jej oczach zebrały się łzy.
To tylko sen.
Otaczały ją cienie.
Bała się ich. Tańczyły po szarych ścianach, delikatnych
zasłonach łóżka, drogich meblach. W powietrzu unosił się
smutek, a wrażenie beznadziejnej samotności dopingował
melancholijny blask księżyca.
Dziewczynka
położyła się, wdychając mdły zapach pościeli. Po dłuższej
chwili bezruchu cała przykryła się kołdrą. Dawało jej to
złudzenie bezpieczeństwa. Nie mogła bać się otaczających ją
ciemności i pustki. Będzie taka jak tatuś. Nieustraszona.
~*~
Tupot
małych stópek i dziecięcy chichot roznosił się echem po ponurym
zamczysku. Chłopczyk o potarganych, czarnych włosach, ubrany na
czarno i ciągnący za sobą również czarny ogon mknął jak
błyskawica po ciemnych korytarzach. Szukał towarzysza, nudziło mu
się samemu. Jak każde dziecko pragnął się bawić.
Wpadł
na odzianego w zbroje strażnika.
-
Pobawisz się z mną? To znaczy: Czy szanowny pan po... raczy pobawić
się ze mną? - spytał, starając się, by każde słowo brzmiało
poważnie.
-
Nie. Zjeżdżaj paniczu – odwarknął strażnik, patrząc na
dzieciaka z pogardą.
Chłopiec
jeszcze chwilę biegał po zamku i zadawał to pytanie różnym
osobą. Za każdym razem odpowiedź brzmiała nie. W końcu wpadł do
wielkiej sali, która była bardzo wystawnie urządzona. Na tronie
siedział czarnowłosy, barczysty mężczyzna. Miał srogie, wręcz
nieludzkie rysy twarzy, czarne jak dwa węgielki oczy, a z jego ust
lekko wystawały kły. Długie, czarne włosy opadały mu falami na
ramiona. Spod wystawnej, jedwabnej szaty wystawał ogon. Spojrzał
srogo na chłopca.
-
Tatuś!- zawołał i rzucił się w stronę mężczyzny. Chciał go
przytulić, ale ten odtrącił go ręką. Pobawisz się ze mną?
-
Caligo!!! - ryknął mężczyzna. - Jak ty się wyrażasz?! Co ja ci
mówiłem, swoimi słowami masz wyrażać szacunek. I co to za głupie
pytanie? Myślisz, że nie mam innych rzeczy na głowie niż
zajmowanie się tobą? - Ostatnie słowo wypowiedział z pogardą,
prychając przy tym. - Dziecko posmutniało i opuściło główkę.
-
Przepraszam - wyszeptał chłopczyk. Mężczyzna spojrzał na niego z
wyczekiwaniem. - To znaczy: błagam szanownego pana tatusia o
wybaczenie mojego niewybaczalnego zachowania.
-
Tak lepiej. Masz szczęście, że dopisuje mi dzisiaj dobry humor.
Nie ukarzę cię. - Na twarzy Caligo pojawił się lekki uśmiech.
Tatuś go nie ukarze? To zdarza się bardzo rzadko.
-
Jestem ci niezmiernie wdzięczny, tatusiu! - zawołał beztrosko
chłopczyk, kłaniając się nisko.
-
A teraz wara do książek! - wrzasnął ,,milutki” ojczulek.
-
Znowu muszę się uczyć?
-
Tak, ty leniu patentowany!!! A co myślałeś? Że życie to zabawa?
Chyba jednak będę zmuszony cię ukarać…- Na te słowa Caligo
skulił się i pognał do pokoju, po książki. Mimo swoich czterech
lat płynnie czytał, doskonale pisał i znał podstawy
magii. Rachunki i astronomia też dobrze mu szły. Ktoś inny uznałby
zdolności chłopca za wybitne, ale nie jego ojciec. Caligo wciąż
umiał za mało. Co wyrośnie z tego dziecka?
~*~
Dziewczynka miała może
sześć lat. Rude włosy związano jej w schludne kucyki, które
sztywno opadały na materiał białej sukienki do kostek. Dziecko
otworzyło buzię w wyrazie zdziwienia, a piękne, zielone oczy
wpatrywały się z podziwem w wysokiego, przystojnego ojca. Jego
krucze włosy swobodnie opadały na ramiona, a twarz o
arystokratycznych rysach nie wrażała niczego. Mężczyzna trzymał
w wyciągniętej ręce potężną, lśniącą czarnym blaskiem
różdżkę. Mierzył nią w stojący na przeciw wazon.
Bach!
Szkło pękło, tnąc
wszystko na swojej drodze.
- Twoja kolej – rzekł
bezbarwnie do córki, napawając się uczuciem mocy w dłoni. Lubił
czarować, dawało mu to złudzenie nieograniczonej potęgi.
Dziecko wyciągnęło
przed siebie swój kawałek drewna i zmarszczyło brwi. Nic się
jednak nie stało. Drewno nie zalśniło, nikt niczego nie poczuł, a
wazon nawet nie drgnął.
Mężczyzna zwany
Markusem westchnął głośno. W jego oczach czaiła się złość.
- To nie takie trudne.
Patrzysz, myślisz o zniszczeniu, szkło pęka. Niektóre dzieci
robią to nieświadomie bez różdżek – wysyczał. - No, dalej.
Dziewczynka wyciągnęła
różdżkę do przodu, spinając wszystkie mięśnie. Pot wstąpił
na jej małe, delikatne czółko. Brwi marszczyły się śmiesznie,
a chuda rączka drgała pod ciężarem drewna. Tak bardzo pragnęła,
żeby wazon pękł, a ojciec wziął ją na ręce i ucałował. Ta
scena wielokrotnie pojawiała się w jej snach. Uśmiechnięty tatuś,
szczęśliwa mamusia. Pełne miłości słowa pochwały. "Nasze
ukochane dziecko" – szeptał Markus w jej marzeniach.
Nic się jednak nie
stało.
- Ćwiczymy to już
tydzień! - huknął niespodziewanie Markus, uderzając swoją laską
o podłogę. Wzniecił przy tym moc iskier. Dom zatrząsł się
delikatnie. W mężczyźnie czaiła się ogromna moc. Jego twarz
wykrzywiła złość i rozczarowanie, a czarne jak węgiel oczy
ciskały gromy. Dziewczyna bała się tych oczu. Trwożył ją ich
kolor. Wyraz wiecznego niezadowolenia, rozczarowania. Surowość.
Brak uczuć.
Dziecko wstrzymało
oddech. Poczuło, jak łzy spływają jej po policzkach.
- Nie rozumiem, czemu
ci się to nie udaje! Co w tym trudnego! - krzyczał dalej. - Jeszcze
beczysz – dodał z dezaprobatą, krzywiąc się przesadnie. - Jak
można być takim beztalenciem?
Zielonookie stworzenie
nic nie odpowiedziało, lecz zawstydzone zaczęło wycierać łzy.
Znowu zawiodła ojca. Nie mogła płakać. Będzie taka jak tatuś –
odważna, nieugięta. Spojrzała z podziwem na górującego nad nią
mężczyznę. Kiedyś mu pokaże, że jest tak wspaniała i potężna
jak on.
Na samą myśl o tym
poczuła ciepło w sercu. Otoczyła ją złotawa poświata.
- Znów się świecisz!
- Wzniósł ręce ku niebu. - Moja córka się błyszczy! Moja,
jednego z najpotężniejszych magów ciemności!
Zamachnął się tak,
jakby chciał ją uderzyć. Dziewczynka odskoczyła zupełnie
przerażona. Mężczyzna jednak zatrzymał się, pokręcił lekko
głową
- Miałaś być synem!
Potężnym dzieckiem godnym swego ojca! - powiedział łamiącym się
głosem i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Lux, bo tak nazywało
się dziecko, spojrzało z obrzydzeniem na swoje ręce. Nie mogła
przestać się świecić. Przygryzła wargę, żeby zdusić szloch,
ale w końcu nie wytrzymała. Miała tylko sześć lat.
~*~
Czarnowłosy
chłopczyk z ciekawością przyglądał się mieczowi. Był ostry i
ciężki. Połyskiwał w świetle słońca, a jego piękne zdobienia
wywierały na dziecku niesamowite wrażenie. Jego długość była
odrobinę mniejsza niż wysokość czterolatka. Wykuto go specjalnie
dla niego. Jego małe usteczka otwarte były z zachwytu. Dostał go
od tatusia.
-
Na co czekasz? - zawołał ojciec chłopca. - Weź to do ręki i
pokaż, co potrafisz, a nie gapisz się jak ciele w malowane wrota! -
Caligo chciał spełnić żądanie ojca, ale miecz był zbyt ciężki,
by go unieść. Siłował się z nim przez chwilę ganiony
spojrzeniami ojca.
-
Nie umiem go podnieść…- mruknął. Oczy ojca rzucały błyskawice.
Caligo jakimś cudem uniósł miecz, ale po chwili przewrócił się
pod jego ciężarem. Mężczyzna zaśmiał się, lecz nie był to
śmiech przyjazny, ale drwiący i raniący uszy małego Caligo.
Chłopiec chciał pokazać ojcu, że coś umie, ale za nic w świecie
nie mógł utrzymać równowagi z mieczem, a tym bardziej unieść go
na stosowną wysokość. Zdenerwowany nieporadnością dziecka ojciec
podszedł do chłopca i uderzył go. Caligo upadł, ale szybko wstał.
Bolało, zawsze bolało, ale nie mógł okazać słabości. W końcu
była to kara na jaką zasłużył, nie? Szybko podniósł się i
spojrzał błagalnie na ojca. Ten złapał dziecko i brutalnie
wepchnął mu miecz w ręce. Przytrzymał, by chłopiec się nie
przewrócił, złapał za małą rączkę z trudem dzierżącą miecz
i pokazał jak wyprowadzić cios.
-
Teraz sam.
Dopóki
Caligo nie nauczył się tego ciosu (a więc i trzymania stabilnie
miecza ociupinkę mniejszego od siebie) ślęczeli na zamkowym
dziedzińcu i ćwiczyli. Chłopcu wiele razy dostało się od taty.
Poza tym nadwyrężył sobie mięśnie ramion. W rezultacie wszystko
go bolało. Miał już serdecznie dosyć prezentu. Znienawidził
walkę mieczem. Kiedy ojciec obwieścił mu, że jutro dalsza cześć
treningu, rozpłakał się i pognał do pokoju, co poskutkowało
kolejną karą.
~*~
Dziewięcioletnia
dziewczynka podbiegła do lustra, trzymając w dłoni za duże dla
siebie szpilki. Zatrzepotała długimi, jasnymi rzęsami, a jej
zielone oczy zalśniły radośnie. Na polikach zakwitł rumieniec,
kolorem pasujący do sukienki, którą miała na sobie – czerwonej,
pełnej haftów i ozdób, acz gustownej. Rude włosy związała w
piękny warkocz zakończony lśniącą, złotą wstążką.
Postawiła buty i
delikatnie założyła je na nogi. Wyciągnęła z drobnej kieszonki
czerwoną szminkę. Nałożyła ją na swoje pełne usta,
podkreślając ich kształt. Na głowę założyła diadem z
czerwonym rubinem.
Uśmiechnęła się do
swojego odbicia. Ze złotym nakryciem głowy w pięknej sukni
wyglądała jak księżniczka. W jej zielonych oczach, delikatnych
dyrach twarzy i rudych włosach kryła się uroda delikatna niczym
płatki róż i jednocześnie wyrazista na podobieństwo barw ognia.
Dziewczynka czuła się
wspaniała. Jej biedne, zahukane serduszko na moment urosło. Kilka
sekund dzieciństwa wypełniło się uczuciem błogości, tak
nieznanym tej małej istotce.
W oczach dziecka jego
odbicie było królową. Mądrą, rozumną kobietą. Otaczały ją
tłumy poddanych, rzucając kwiaty pod stopy. „Piękna” -
krzyczeli, kłaniając się w pas. „Zdolna” - wołali, wznosząc
ku niej ręce. „Duma rodu” - mówili, z podziwem patrząc na
rudowłosą.
Innym razem dziewczynka
była wróżką. Unosiła się nad ziemią, a jej złote skrzydła
lśniły niczym słońce. Płynęła w powietrzu, dzierżąc w dłoni
kolorową różdżkę. Gdy przelatywała przez miasto, na twarzach
ludzi pojawiał się uśmiech, kwiaty zakwitały, a chore zwierzątka
odzyskiwały sprawność. Symbolizowała dobro. Ludzie nie śmiali
się z jej jasności. Ba! Patrzyli z podziwem na otaczającą ją
poświatę.
Z marzeń wyrwał ją
dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł ojciec, który zastał
córkę, gdy stała przed lustrem i z błogą miną rozkładała ręce
na kształt skrzydeł. Usłyszała prychnięcie.
Dziewczynka zamarła.
Przerażona odwróciła się w stronę taty i spuściła wzrok.
- Myślisz, że jesteś
ładna? - spytał nie bez kpiny w głosie. - Widać lubisz się
okłamywać.
Podszedł do niej. Jego
twarz niczego nie wyrażała niczego, ale w oczach czaiła się
odraza. Dziecko dobrze umiało ją poznać. Tak często ją widziało,
gdy na nie patrzył.
- Nikt o zielonych
oczach i rudnych włosach nie jest ładny – powiedział spokojnie,
lustrując swoją córkę od stóp do głów. - Czerń to piękno.
Czerń to moc. Magowie mają czarne oczy. Wszyscy, ci najpotężniejsi
także. Nie powinnaś w ogóle żyć.
W oczach dziecka nie
zalśniły łzy. Nie umiała już płakać. Stała z opuszczoną
głową, słuchając w pokorze słów, które zatruwały jej
dziecięcy umysł. Szczęście umarło, a nad sercem znów zapanowało
poczucie winy i żal. Nie powinna istnieć. Miała być synem, nie
brzydką, nieutalentowaną córką.
-
Skończ te wygłupy i przebierz się, kolacja czeka – oznajmił
Markus chłodnym głosem, po czym bez słowa wyszedł z
pomieszczenia. Dziecko zostało same.
~*~
Sześcioletni,
czarnowłosy chłopczyk stał przed ojcem z pokorną miną. Główkę
miał nisko spuszczoną, a każdy mięsień spięty. Mężczyzna o
połyskujących, falowanych, czarnych włosach po raz kolejny go
uderzył. Chłopiec poleciał do tyłu i upadł. Z jego
ciemnoniebieskich oczu wypłynęły łzy.
-
Głupi, głupi bachor! - wrzasnął ojciec i kopnął dziecko. -
Czemu znowu ryczysz? Musisz ponieść konsekwencje swojego
karygodnego zachowania! - Kolejny cios, tym razem kijem w plecy.
Chłopczyk
skulił się na zimnej posadzce, ukrywając twarz w drżących
dłoniach i szlochając z bólu. Czemu ten mężczyzna, z którym
łączyły go więzy krwi tak go traktował? Przecież Caligo kochał
tatusia. Kochał? Musiał kochać, nie mógł dopuścić do siebie
myśli, że mogło by być inaczej. Tatuś miał prawo go karać.
Przecież na to zasługiwał, prawda? Zasługiwał, na ból, którego
musiał doświadczać codziennie. Zarówno fizyczny, jak i
psychiczny, spowodowany tym, że ten mężczyzna nie tolerował go
takim, jakim był. Tak w ogóle Caligo powinien przecież zostać
ukarany za swoje istnienie. A jeszcze do tego nie doszło. Tatuś
jest łaskawy, prawda?
Ojciec
wymierzył synowi jeszcze jednego kopniaka i zostawił płaczącego
na podłodze. Jego rany niedługo się zagoją, a on znów będzie
mógł go bić.
-
Nic nie umiesz! - zawołał jeszcze do syna, kiedy wychodził. Caligo
z całych sił chciał udowodnić, że to nie prawda. Chciał
pokazać, że jest coś wart. Mimo bólu wstał i otarł łzy. Nabrał
w płuca dużo powietrza, spróbował uregulować oddech i uspokoić
przyśpieszone bicie serca.
Będę
silny – myślał sobie. Zataczając
się ruszył za ojcem
-
Ojcze! Czy pozwoliłbyś mi rzec do ciebie parę słów? - Mężczyzna,
lekko zdziwiony tym, że dziecko tak szybko się pozbierało, skinął
głową. - Wiem, że zachowałem się karygodnie. Bardzo dobrze
szanowny pan ojciec zrobił, karząc mnie. - wydukał chłopiec. Jego
tata uśmiechnął się lekko i pogładził Caligo po włosach.
-
Ja zawsze mam racje, a teraz idź się poucz. Potem poćwiczymy
walkę…- Mina chłopca zrzedła. Nie zaprotestował jednak, tylko
powlókł się do pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz