Aktualności

Za część o Caligo odpowiedzialna jest Myksa, a Filio za Lux.

Onet wykończył Filio, tak więc po długiej debacie postanowiłyśmy się przenieść.

Na podstronie "O blogu" można znaleźć opis magii, istot magicznych, świata i społeczeństwa, a także MAPKĘ KRAINY.

Na podstronie "Spis treści" można znaleźć streszczenia.

Jak widać, nagle zniknęłyśmy. Rozdziału, mimo że jest gotowy, nie ma już od miesiąca! Zaległości Filio urosły do gigantycznych rozmiarów. Przepraszamy (szczególnie Filio) za tę nieobecność.

czwartek, 10 maja 2012

1. Wspomnienia z dzieciństwa cz. pierwsza

Żeby zrozumieć fabułę, postępowanie oraz decyzje bohaterów (już w drugim rozdziale) trzeba znać dzieciństwo Caligo i Lux. Dlatego rozdział pierwszy to „wspomnienia z dzieciństwa”. Są ważne także dlatego, że zawierają trochę informacji odnośnie wymyślonej przez nas krainy.
Wybrałyśmy formę krótkich tekstów, a rozdział podzieliłyśmy na dwie części, żeby było ciekawiej i krócej.
Dziękujemy też za tak duże zainteresowanie prologiem – liczne, pozytywne komentarze bardzo motywują do pisania.

Rozdział 1
Wspomnienia z dzieciństwa, część pierwsza”


Czteroletnia, roześmiana dziewczynka biegła łąką za motylem. Z jego skrzydełek sypał się delikatny, złoty pyłek. Rude włosy dziecka lśniły w promieniach południowego słońca mocą refleksów. Błękitna sukienka falowała wokół drobnej istotki, podkreślając wyrazistą zieleń jej oczu. Barwne, wiosenne kwiaty iskrzyły tysiącem kolorów. Powietrze niosło radosny śmiech dziewczynki niczym najpiękniejszą, najdelikatniejszą melodię.
Dziewczynka biegła, wyciągając przed siebie rączki. Nagle na horyzoncie zamajaczyła czarna postać.
- Tatuś! – krzyknęła, a świat przestał się dla niej liczyć. Najważniejszy był tylko on, tylko ojciec. Czterolatka przyśpieszyła. Gnała, jakby bojąc się, że ukochana osoba nagle rozpłynie się w powietrzu.
Wysoki, przystojny mężczyzna pomachał do niej, uśmiechając się od ucha do ucha. Czarne włosy opadały mu na ramiona, a w ręce dzierżył długą, drewnianą laskę. Widząc nadbiegające dziecko, odrzucił ją i przykucnął. Wydawał się cały promieniować szczęściem. Jego ostre, acz piękne, arystokratyczne rysy twarzy wygładziły się, a oczy koloru węgla straciły okrutny wyraz.
- Chodź do mnie – powiedział łagodnie. - Moja ukochana, najpiękniejsza córeczko. Chodź do mnie, mój mały śnie. - Wyciągnął przed siebie ręce. Dziecko zrobiło to samo. Ich palce już, już się stykały. Dziewczyna zamknęła oczy i przytuliła...
Powietrze.
Czterolatka usiadła na łóżku. Opuściła ręce, a w jej oczach zebrały się łzy.
To tylko sen.
Otaczały ją cienie. Bała się ich. Tańczyły po szarych ścianach, delikatnych zasłonach łóżka, drogich meblach. W powietrzu unosił się smutek, a wrażenie beznadziejnej samotności dopingował melancholijny blask księżyca.
Dziewczynka położyła się, wdychając mdły zapach pościeli. Po dłuższej chwili bezruchu cała przykryła się kołdrą. Dawało jej to złudzenie bezpieczeństwa. Nie mogła bać się otaczających ją ciemności i pustki. Będzie taka jak tatuś. Nieustraszona.
~*~
Tupot małych stópek i dziecięcy chichot roznosił się echem po ponurym zamczysku. Chłopczyk o potarganych, czarnych włosach, ubrany na czarno i ciągnący za sobą również czarny ogon mknął jak błyskawica po ciemnych korytarzach. Szukał towarzysza, nudziło mu się samemu. Jak każde dziecko pragnął się bawić.
Wpadł na odzianego w zbroje strażnika.
- Pobawisz się z mną? To znaczy: Czy szanowny pan po... raczy pobawić się ze mną? - spytał, starając się, by każde słowo brzmiało poważnie.
- Nie. Zjeżdżaj paniczu – odwarknął strażnik, patrząc na dzieciaka z pogardą.
Chłopiec jeszcze chwilę biegał po zamku i zadawał to pytanie różnym osobą. Za każdym razem odpowiedź brzmiała nie. W końcu wpadł do wielkiej sali, która była bardzo wystawnie urządzona. Na tronie siedział czarnowłosy, barczysty mężczyzna. Miał srogie, wręcz nieludzkie rysy twarzy, czarne jak dwa węgielki oczy, a z jego ust lekko wystawały kły. Długie, czarne włosy opadały mu falami na ramiona. Spod wystawnej, jedwabnej szaty wystawał ogon. Spojrzał srogo na chłopca.
- Tatuś!- zawołał i rzucił się w stronę mężczyzny. Chciał go przytulić, ale ten odtrącił go ręką. Pobawisz się ze mną?
- Caligo!!! - ryknął mężczyzna. - Jak ty się wyrażasz?! Co ja ci mówiłem, swoimi słowami masz wyrażać szacunek. I co to za głupie pytanie? Myślisz, że nie mam innych rzeczy na głowie niż zajmowanie się tobą? - Ostatnie słowo wypowiedział z pogardą, prychając przy tym. - Dziecko posmutniało i opuściło główkę.
- Przepraszam - wyszeptał chłopczyk. Mężczyzna spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - To znaczy: błagam szanownego pana tatusia o wybaczenie mojego niewybaczalnego zachowania.
- Tak lepiej. Masz szczęście, że dopisuje mi dzisiaj dobry humor. Nie ukarzę cię. - Na twarzy Caligo pojawił się lekki uśmiech. Tatuś go nie ukarze? To zdarza się bardzo rzadko.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczny, tatusiu! - zawołał beztrosko chłopczyk, kłaniając się nisko.
- A teraz wara do książek! - wrzasnął ,,milutki” ojczulek.
- Znowu muszę się uczyć?
- Tak, ty leniu patentowany!!! A co myślałeś? Że życie to zabawa? Chyba jednak będę zmuszony cię ukarać…- Na te słowa Caligo skulił się i pognał do pokoju, po książki. Mimo swoich czterech lat płynnie czytał, doskonale pisał i znał podstawy magii. Rachunki i astronomia też dobrze mu szły. Ktoś inny uznałby zdolności chłopca za wybitne, ale nie jego ojciec. Caligo wciąż umiał za mało. Co wyrośnie z tego dziecka?
~*~
Dziewczynka miała może sześć lat. Rude włosy związano jej w schludne kucyki, które sztywno opadały na materiał białej sukienki do kostek. Dziecko otworzyło buzię w wyrazie zdziwienia, a piękne, zielone oczy wpatrywały się z podziwem w wysokiego, przystojnego ojca. Jego krucze włosy swobodnie opadały na ramiona, a twarz o arystokratycznych rysach nie wrażała niczego. Mężczyzna trzymał w wyciągniętej ręce potężną, lśniącą czarnym blaskiem różdżkę. Mierzył nią w stojący na przeciw wazon.
Bach!
Szkło pękło, tnąc wszystko na swojej drodze.
- Twoja kolej – rzekł bezbarwnie do córki, napawając się uczuciem mocy w dłoni. Lubił czarować, dawało mu to złudzenie nieograniczonej potęgi.
Dziecko wyciągnęło przed siebie swój kawałek drewna i zmarszczyło brwi. Nic się jednak nie stało. Drewno nie zalśniło, nikt niczego nie poczuł, a wazon nawet nie drgnął.
Mężczyzna zwany Markusem westchnął głośno. W jego oczach czaiła się złość.
- To nie takie trudne. Patrzysz, myślisz o zniszczeniu, szkło pęka. Niektóre dzieci robią to nieświadomie bez różdżek – wysyczał. - No, dalej.
Dziewczynka wyciągnęła różdżkę do przodu, spinając wszystkie mięśnie. Pot wstąpił na jej małe, delikatne czółko. Brwi marszczyły się śmiesznie, a chuda rączka drgała pod ciężarem drewna. Tak bardzo pragnęła, żeby wazon pękł, a ojciec wziął ją na ręce i ucałował. Ta scena wielokrotnie pojawiała się w jej snach. Uśmiechnięty tatuś, szczęśliwa mamusia. Pełne miłości słowa pochwały. "Nasze ukochane dziecko" – szeptał Markus w jej marzeniach.
Nic się jednak nie stało.
- Ćwiczymy to już tydzień! - huknął niespodziewanie Markus, uderzając swoją laską o podłogę. Wzniecił przy tym moc iskier. Dom zatrząsł się delikatnie. W mężczyźnie czaiła się ogromna moc. Jego twarz wykrzywiła złość i rozczarowanie, a czarne jak węgiel oczy ciskały gromy. Dziewczyna bała się tych oczu. Trwożył ją ich kolor. Wyraz wiecznego niezadowolenia, rozczarowania. Surowość. Brak uczuć.
Dziecko wstrzymało oddech. Poczuło, jak łzy spływają jej po policzkach.
- Nie rozumiem, czemu ci się to nie udaje! Co w tym trudnego! - krzyczał dalej. - Jeszcze beczysz – dodał z dezaprobatą, krzywiąc się przesadnie. - Jak można być takim beztalenciem?
Zielonookie stworzenie nic nie odpowiedziało, lecz zawstydzone zaczęło wycierać łzy. Znowu zawiodła ojca. Nie mogła płakać. Będzie taka jak tatuś – odważna, nieugięta. Spojrzała z podziwem na górującego nad nią mężczyznę. Kiedyś mu pokaże, że jest tak wspaniała i potężna jak on.
Na samą myśl o tym poczuła ciepło w sercu. Otoczyła ją złotawa poświata.
- Znów się świecisz! - Wzniósł ręce ku niebu. - Moja córka się błyszczy! Moja, jednego z najpotężniejszych magów ciemności!
Zamachnął się tak, jakby chciał ją uderzyć. Dziewczynka odskoczyła zupełnie przerażona. Mężczyzna jednak zatrzymał się, pokręcił lekko głową
- Miałaś być synem! Potężnym dzieckiem godnym swego ojca! - powiedział łamiącym się głosem i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Lux, bo tak nazywało się dziecko, spojrzało z obrzydzeniem na swoje ręce. Nie mogła przestać się świecić. Przygryzła wargę, żeby zdusić szloch, ale w końcu nie wytrzymała. Miała tylko sześć lat.
~*~
Czarnowłosy chłopczyk z ciekawością przyglądał się mieczowi. Był ostry i ciężki. Połyskiwał w świetle słońca, a jego piękne zdobienia wywierały na dziecku niesamowite wrażenie. Jego długość była odrobinę mniejsza niż wysokość czterolatka. Wykuto go specjalnie dla niego. Jego małe usteczka otwarte były z zachwytu. Dostał go od tatusia.
- Na co czekasz? - zawołał ojciec chłopca. - Weź to do ręki i pokaż, co potrafisz, a nie gapisz się jak ciele w malowane wrota! - Caligo chciał spełnić żądanie ojca, ale miecz był zbyt ciężki, by go unieść. Siłował się z nim przez chwilę ganiony spojrzeniami ojca.
- Nie umiem go podnieść…- mruknął. Oczy ojca rzucały błyskawice. Caligo jakimś cudem uniósł miecz, ale po chwili przewrócił się pod jego ciężarem. Mężczyzna zaśmiał się, lecz nie był to śmiech przyjazny, ale drwiący i raniący uszy małego Caligo. Chłopiec chciał pokazać ojcu, że coś umie, ale za nic w świecie nie mógł utrzymać równowagi z mieczem, a tym bardziej unieść go na stosowną wysokość. Zdenerwowany nieporadnością dziecka ojciec podszedł do chłopca i uderzył go. Caligo upadł, ale szybko wstał. Bolało, zawsze bolało, ale nie mógł okazać słabości. W końcu była to kara na jaką zasłużył, nie? Szybko podniósł się i spojrzał błagalnie na ojca. Ten złapał dziecko i brutalnie wepchnął mu miecz w ręce. Przytrzymał, by chłopiec się nie przewrócił, złapał za małą rączkę z trudem dzierżącą miecz i pokazał jak wyprowadzić cios.
- Teraz sam.
Dopóki Caligo nie nauczył się tego ciosu (a więc i trzymania stabilnie miecza ociupinkę mniejszego od siebie) ślęczeli na zamkowym dziedzińcu i ćwiczyli. Chłopcu wiele razy dostało się od taty. Poza tym nadwyrężył sobie mięśnie ramion. W rezultacie wszystko go bolało. Miał już serdecznie dosyć prezentu. Znienawidził walkę mieczem. Kiedy ojciec obwieścił mu, że jutro dalsza cześć treningu, rozpłakał się i pognał do pokoju, co poskutkowało kolejną karą.
~*~
Dziewięcioletnia dziewczynka podbiegła do lustra, trzymając w dłoni za duże dla siebie szpilki. Zatrzepotała długimi, jasnymi rzęsami, a jej zielone oczy zalśniły radośnie. Na polikach zakwitł rumieniec, kolorem pasujący do sukienki, którą miała na sobie – czerwonej, pełnej haftów i ozdób, acz gustownej. Rude włosy związała w piękny warkocz zakończony lśniącą, złotą wstążką.
Postawiła buty i delikatnie założyła je na nogi. Wyciągnęła z drobnej kieszonki czerwoną szminkę. Nałożyła ją na swoje pełne usta, podkreślając ich kształt. Na głowę założyła diadem z czerwonym rubinem.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Ze złotym nakryciem głowy w pięknej sukni wyglądała jak księżniczka. W jej zielonych oczach, delikatnych dyrach twarzy i rudych włosach kryła się uroda delikatna niczym płatki róż i jednocześnie wyrazista na podobieństwo barw ognia.
Dziewczynka czuła się wspaniała. Jej biedne, zahukane serduszko na moment urosło. Kilka sekund dzieciństwa wypełniło się uczuciem błogości, tak nieznanym tej małej istotce.
W oczach dziecka jego odbicie było królową. Mądrą, rozumną kobietą. Otaczały ją tłumy poddanych, rzucając kwiaty pod stopy. „Piękna” - krzyczeli, kłaniając się w pas. „Zdolna” - wołali, wznosząc ku niej ręce. „Duma rodu” - mówili, z podziwem patrząc na rudowłosą.
Innym razem dziewczynka była wróżką. Unosiła się nad ziemią, a jej złote skrzydła lśniły niczym słońce. Płynęła w powietrzu, dzierżąc w dłoni kolorową różdżkę. Gdy przelatywała przez miasto, na twarzach ludzi pojawiał się uśmiech, kwiaty zakwitały, a chore zwierzątka odzyskiwały sprawność. Symbolizowała dobro. Ludzie nie śmiali się z jej jasności. Ba! Patrzyli z podziwem na otaczającą ją poświatę.
Z marzeń wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł ojciec, który zastał córkę, gdy stała przed lustrem i z błogą miną rozkładała ręce na kształt skrzydeł. Usłyszała prychnięcie.
Dziewczynka zamarła. Przerażona odwróciła się w stronę taty i spuściła wzrok.
- Myślisz, że jesteś ładna? - spytał nie bez kpiny w głosie. - Widać lubisz się okłamywać.
Podszedł do niej. Jego twarz niczego nie wyrażała niczego, ale w oczach czaiła się odraza. Dziecko dobrze umiało ją poznać. Tak często ją widziało, gdy na nie patrzył.
- Nikt o zielonych oczach i rudnych włosach nie jest ładny – powiedział spokojnie, lustrując swoją córkę od stóp do głów. - Czerń to piękno. Czerń to moc. Magowie mają czarne oczy. Wszyscy, ci najpotężniejsi także. Nie powinnaś w ogóle żyć.
W oczach dziecka nie zalśniły łzy. Nie umiała już płakać. Stała z opuszczoną głową, słuchając w pokorze słów, które zatruwały jej dziecięcy umysł. Szczęście umarło, a nad sercem znów zapanowało poczucie winy i żal. Nie powinna istnieć. Miała być synem, nie brzydką, nieutalentowaną córką.
- Skończ te wygłupy i przebierz się, kolacja czeka – oznajmił Markus chłodnym głosem, po czym bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Dziecko zostało same.
~*~
Sześcioletni, czarnowłosy chłopczyk stał przed ojcem z pokorną miną. Główkę miał nisko spuszczoną, a każdy mięsień spięty. Mężczyzna o połyskujących, falowanych, czarnych włosach po raz kolejny go uderzył. Chłopiec poleciał do tyłu i upadł. Z jego ciemnoniebieskich oczu wypłynęły łzy.
- Głupi, głupi bachor! - wrzasnął ojciec i kopnął dziecko. - Czemu znowu ryczysz? Musisz ponieść konsekwencje swojego karygodnego zachowania! - Kolejny cios, tym razem kijem w plecy.
Chłopczyk skulił się na zimnej posadzce, ukrywając twarz w drżących dłoniach i szlochając z bólu. Czemu ten mężczyzna, z którym łączyły go więzy krwi tak go traktował? Przecież Caligo kochał tatusia. Kochał? Musiał kochać, nie mógł dopuścić do siebie myśli, że mogło by być inaczej. Tatuś miał prawo go karać. Przecież na to zasługiwał, prawda? Zasługiwał, na ból, którego musiał doświadczać codziennie. Zarówno fizyczny, jak i psychiczny, spowodowany tym, że ten mężczyzna nie tolerował go takim, jakim był. Tak w ogóle Caligo powinien przecież zostać ukarany za swoje istnienie. A jeszcze do tego nie doszło. Tatuś jest łaskawy, prawda?
Ojciec wymierzył synowi jeszcze jednego kopniaka i zostawił płaczącego na podłodze. Jego rany niedługo się zagoją, a on znów będzie mógł go bić.
- Nic nie umiesz! - zawołał jeszcze do syna, kiedy wychodził. Caligo z całych sił chciał udowodnić, że to nie prawda. Chciał pokazać, że jest coś wart. Mimo bólu wstał i otarł łzy. Nabrał w płuca dużo powietrza, spróbował uregulować oddech i uspokoić przyśpieszone bicie serca.
Będę silny – myślał sobie. Zataczając się ruszył za ojcem
- Ojcze! Czy pozwoliłbyś mi rzec do ciebie parę słów? - Mężczyzna, lekko zdziwiony tym, że dziecko tak szybko się pozbierało, skinął głową. - Wiem, że zachowałem się karygodnie. Bardzo dobrze szanowny pan ojciec zrobił, karząc mnie. - wydukał chłopiec. Jego tata uśmiechnął się lekko i pogładził Caligo po włosach.
- Ja zawsze mam racje, a teraz idź się poucz. Potem poćwiczymy walkę…- Mina chłopca zrzedła. Nie zaprotestował jednak, tylko powlókł się do pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz