Zapraszamy do włączenia muzyki. Ze względu na różnicę zdań w zakładce "Muzyka" pojawiły się dwa utwory do wybrania: Apocalyptica - Smells Like Teen Spirit (cover) lub Nightwish - Scaretale.
"Narodziny"
Rześkie,
nocne powietrze przeszył krzyk bólu. Dobiegał z gospody, a konkretniej z
ust młodej kobiety. Czarne, posklejane włosy opadały na wykrzywioną w
grymasie cierpienia twarz. Duże, lekko opuchnięte usta były rozwarte. Po
bladym policzku obficie spływały łzy. Tę młodą twarzyczkę wyróżniały
oczy - błękitne niczym wiosenne niebo i wyrażające wszystkie targające
posiadaczką emocje. Błyszczały, ukazując ogromny ból.
Poród
dłużył się niemiłosiernie. Kolejny wrzask wydobył się z ust kobiety.
Stojący obok mężczyzna w okularach złapał ją za rękę. Nie był ojcem
dziecka. To tylko medyk, który przyjmował poród.
,,Mam
nadzieję, że to będzie dziewczynka”, pomyślała. W zasadzie wcale nie
kochała ojca dziecka. Jak można kochać kogoś takiego? To była po prostu przygoda na jedną noc. Skończyło
się, jak się skończyło. Kiedy zdradziła swojej przyjaciółce, że jest w
ciąży, ta poradziła pozbycia się dziecka, póki jeszcze mogła. Kobieta
jednak tego nie chciała. Kochała tę małą istotkę, która właśnie zadawała
jej niestworzony ból.
Chwilę
później trzymała w rękach owinięte w skrawki materiału dziecko. Miłość,
jaką go darzyła, przewyższała wszystko. To był chłopiec. Mimo tego, że
przed chwilą przyszedł na świat, jego główkę już zdobiły czarne kosmyki.
Nie płakał, lecz śmiał się, ukazując o dziwo komplet zębów.
Kobiecie
bardzo podobały się oczy syna - ciemne niczym nocne niebo, duże i
błyszczące. Posiadał jeden ,,mankament”, a mianowicie długi, czarny ogon
wyrastający z podstawy kręgosłupa… Nagle oczy chłopca pociemniały.
Wydawało się, że otoczyła go ciemna aura. Kobieta zadrżała. Lekko się
przeraziła, ale po chwili wyszeptała z czułością.
- Caligo*…
- Chcesz dać mu tak na imię? - spytał lekarz. Kobieta skinęła głową.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie.
-
To ten bachor? - rzucił ubrany na czarno wojownik. Przerażona kobieta
przycisnęła Caligo do piersi. Wiedziała, że ON go wysłał. Nie chciała,
by zajmował się ich dzieckiem. Najprawdopodobniej wyrządziłby mu
krzywdę… Jednak rycerz podszedł do niej i bezceremonialnie wyrwał syna z
rąk matki.
- Nie! - wrzasnęła.
-
A moja zapłata? - wtrącił bezdusznie medyk. Wojownik rzucił mu mieszek
złota, ale po chwili wyciągnął sztylet i pchnął go w brzuch lekarza.
Kobieta próbowała odzyskać dziecko. Mężczyzna tylko się zaśmiał i także
ugodził ją sztyletem. Padła martwa u jego stóp. Wojownik opuścił
pomieszczenie. Trupy zostały znalezione dopiero następnego dnia.
~*~
Wysoki
acz szczupły, długowłosy mężczyzna uśmiechnął się, słysząc płacz
dziecka. Młody jeszcze człowiek robił to tak rzadko, że wyszedł mu tylko
groteskowy grymas zupełnie nieprzypominający wyrazu radości. O jego
szczęściu, a raczej jego namiastce, świadczył tylko radosny blask
czarnych jak węgiel oczu. One zawsze zdradzały jego uczucia.
Wstał
z gracją i eleganckim krokiem ruszył w kierunku głosu. Każdy jego gest
był dokładnie wystudiowany. Nieco uniesiony podbródek, proste plecy,
delikatne ruchy odgarniających czarny płaszcz rąk, rozważnie stawiane
kroki. Wyglądał tak, jakby płynął w powietrzu.
Zasady
poprawnego poruszania się oraz wiele innych reguł wpajano mu od dnia
narodzin i bardzo cieszyła go myśl, że będzie to niedługo tłumaczył
swojemu synowi. Wyobrażał sobie chłopca o kruczych jak on włosach i
arystokratycznych, pięknych rysach twarzy. W jego marzeniach żył
chłopak, pochylający się nad grubą księgą, pilnie studiujący starożytne
zaklęcia, będący wzorem dla dzieci w swoim wieku. Otaczałby go miłością
oraz opieką godną syna królewskiego. Tak, Markus Somnus od dawna czekał
na narodziny swego potomka.
Oparł
się o rzeźbioną w węża poręcz i pogładził jej ciemnozieloną, lśniącą
powierzchnię. Wchodził po schodach powoli, omiatając z góry wielkie
pomieszczenie. Śpieszyło mu się, żeby zobaczyć nowo narodzone dziecko,
ale nie mógł tego okazać nawet pustce. Prezentowanie uczuć było
zdecydowanie tępione. Tego też nauczy swojego syna.
Aby
nie stracić zmysłów z niecierpliwości, dokładnie studiował każdy detal
swojej rezydencji. Po raz tysięczny oglądał delikatne, podtrzymujące
sufit kolumny, potężny, acz kunsztownie rzeźbiony dębowy stół i wyłożone
atłasem krzesła. Sala prezentowała się nad wyraz dostojnie, ale też
ponuro. Wszechobecna czerń wraz z ciemną zielenią sprawiały, że nawet
radosne płomyki pochodni straszyły smutkiem.
Pomieszczenie rozjaśniał tylko blask błyskawic, które raz po raz uderzały o ziemię.
Po
długiej, prawie półgodzinnej wędrówce brunet otworzył ciężkie drzwi do
komnat swojej żony i na widok dziecka usiłował przybrać obojętną minę.
Jego oczy jednak zalśniły radośnie, zdradzając stan, w którym się
znajdował. Podszedł do pięknej, białowłosej kobiety, trzymającej w
rękach małe zawiniątko. Nawet po wielogodzinnym porodzie prezentowała
się dobrze. Wynajął dla niej najwyższej klasy medyków.
Euforia,
której starał się nie ukazać, spowodowała, że początkowo nie zauważył
złowrogiej ciszy. W pół drogi jednak dotarł do niego niepokojący brak
dźwięków. Bębnienie deszczu, wycie wiatru i potężne grzmoty nagle
ucichły. Dziecko zapadło w drzemkę.
-
To dziewczynka, Markusie – wyszeptała smutno jego żona, spuszczając
lękliwie wzrok. Służba skurczyła się, bojąc się wybuchu furii swojego
pana. Lepiej w tym czasie nie być w pobliżu czarodzieja.
Atmosfera
zgęstniała pod wpływem czarnej magii. Każdy przedmiot i istota żywa
odczuwały wiszące w powietrzu rozczarowanie i przerażenie.
Mężczyzna
poczuł się tak, jakby dostał pięścią w twarz. Przecież wszyscy wróżbici
przepowiadali narodziny syna! Ba! W wszystkich proroctwach tych
starych, zgrzybiałych starców często przeplatała się wizja misji do
wykonania. Ważne zadanie dla wspaniałego, mężnego i nad wyraz silnego
dziecka! Dla JEGO syna! Bohatera!
Mężczyzna
zacisnął usta ze złości. Podszedł z niechęcią do ogromnego łoża.
Spojrzał z wyższością i pogardą na małą istotkę. Jego twarz pozostawała
obojętna, ale postawa wyraźnie wskazywała niechęć i niezadowolenie -
uniesiona głowa, poważny wzrok, prawa ręka mocno zaciśnięta na lasce o
głowie smoka.
Dziewczynka
wyczuła obecność swojego ojca i otworzyła oczka. Markus skrzywił się na
widok ich niebieskiego koloru. Pozostało tylko mieć nadzieję, że zmieni
się na czerń. Niebieski oznaczał słabość. W arystokratycznych rodach
dominowała czerń, ewentualnie ciemny brąz, a ludzie, którzy odchodzili
od tej reguły i przyszli na świat w takiej rodzinie...Ich los pozostaje
nieznany.
Dziecko
zakwiliło cichutko i nagle otoczyła je biaława poświata. Delikatna jak
mleko, lekka, słodka podkreślała kontur dziewczynki, sprawiając, że
wydawała się ona mniejsza i bardzo szczęśliwa. Oczy straciły swoją
niebieską barwę, przybierając jasnozielony kolor. Maleństwo wyglądało
jak anioł, którego dobroć rozpraszała żyjącą w domu śmierć.
Na
ten widok mężczyzna cofnął się kilka kroków, matka zachłysnęła się
powietrzem, a służba zaczęła zawodzić, chowając się po kątach.
-
Cisza! - ryknął Markus, podrażniony nagłym wrzaskiem podwładnych i
bliskimi odgłosami burzy. Uderzył laską o podłogę, z której poleciały
czarne iskry. Usiłował tym samym wzbudzić przerażenie.
Jego
rozkaz pozostał jednak niezauważony, bo wychudzeni niewolnicy dalej
zanosili jęki w swym języku. Nie wiedzieli nawet, jaki lęk obudził się w
ich właścicielu.
Mężczyzna
odwrócił się ze złością i nie racząc swojej rodziny nawet jednym
spojrzeniem, ruszył ku drzwiom. Chwilę później powietrze przecięło
donośne trzaśnięcie. Blask wokół dziewczynki zniknął.
Służba
zamilknęła zaszokowana reakcją swojego właściciela. Może według ich
wierzeń zachowali się prawidłowo? Nikt już nigdy nie miał się tego
dowiedzieć, a reakcja biednych, niewykształconych ludzi została
zignorowana jako głupia. Nikomu przez myśl nie przeszło, że analfabeci
mają rację. Tylko oni od razu wyczuli, że dziecko jest niezwykłe i od
chwili narodzin darzyli je wyjątkową czcią. Wszyscy inni jakby
zapomnieli o tajemniczym blasku.
Jedna z niewolnic – chuda dziewczyna o ładnych rysach – podeszła do zrozpaczonej matki i pochyliła się nad dzieckiem.
-Lux** - wyszeptała, uśmiechając się szeroko.
Biaława poświata znów otoczyła maleństwo.
*Caligo – z łac. ciemność
**Lux-z łac. światło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz